3 października
Miłość może wystarczyć
Gdybym miał napisać traktat z teologii moralnej, miałby on sto stron, z których dziewięćdziesiąt dziewięć byłoby zupełnie czystych. Na ostatniej natomiast napisałbym: „Znam tylko jedną powinność i jest nią obowiązek miłowania. Wszystkiemu innemu mówię «nie»” (A. Camus).
Alessandro Pronzato – Światło na każdy dzień

Wtorek 26 Tygodnia zwykłego
Oddać Jezusowi zranione uczucia
51 Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy 52 i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. 53 Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. 54 Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?» 55 Lecz On odwróciwszy się zabronił im. 56 I udali się do innego miasteczka. (Łk 9, 51-56)
O co proszę?
O dogłębne poznanie swoich życiowych zranień i o łaskę uzdrowienia.
O dogłębne poznanie swoich życiowych zranień i o łaskę uzdrowienia.
- Dołączę do uczniów, którzy towarzyszą Jezusowi (w. 51). Są w drodze do Jerozolimy. Zobaczę zmęczenie Jezusa i cierpienie na Jego twarzy. Wie, że zbliża się czas męki. Będę rozmawiał z Jezusem, który idzie do Jerozolimy, aby umrzeć za mnie.
- Jezus zmęczony drogą dowiaduje się, że miasteczko, w którym chciał zatrzymać się z uczniami na spoczynek, jest dla Niego zamknięte (w. 52-53). Jezus cierpi z powodu nienawiści Samarytan do Żydów.
- Będę kontemplował Jezusa, który cierpi z powodu nienawiści i odrzucenia. Uświadomię sobie, że przyjmuje to cierpienie, aby wziąć na siebie każdą nienawiść i odrzucenie, którego doświadczyłem w moim życiu.
- Czy potrafię oddać Mu w tej chwili moje rany, które po dziś dzień krwawią we mnie z powodu doznanej nienawiści i odrzucenia? Jakie zranienie wywołuje we mnie największy ból? Powiem o nim Jezusowi.
- Zauważę gniew Jakuba i Jana. Nieprzyjazna postawa Samarytan rodzi w nich agresję. Życzą im, aby zniszczył ich ogień z nieba. Jezus powstrzymuje ich nieopanowaną złość (w. 54-56).
- Zapytam siebie przed Jezusem, czy nie pielęgnuję w sobie gniewu i złości wobec osób, które skrzywdziły mnie w życiu? Gniew i złość potrafią trawić i niszczyć moje życie jak ogień. Z jakimi trudnymi uczuciami sobie nie radzę?
- Oddam Jezusowi wszystkie trudne uczucia, które wykradają mi miłość z serca. Będę powtarzał: „Jezu, w Twoich ranach jest moje zdrowie. Ulecz moje serce”.
Ks. Krzysztof Wons SDS
Homilia na niedzielę… przed niedzielą
XXVII niedziela zwykła, rok A
Posłannictwo domu rodzinnego
Iz 5, 1-7; Ps 80; Flp 4, 6-9; Mt 21, 33-43
Jaka jest myśl przewodnia dzisiejszych czytań liturgicznych? Przez całe stulecia Bóg prowadził i wychowywał naród przez siebie wybrany. Podobnie jest z nami. Też zostaliśmy przez Boga wybrani, umiłowani. Tę radosną wiadomość ma każdemu z nas przekazywać dom rodzinny.
Nasze życie w dużej części upływa w domu rodzinnym. Spróbujmy więc dzisiaj rozważyć: jaki on powinien być?
Dom rodzinny to miejsce, gdzie wszystkim powinno być ze sobą dobrze. Nie może tak być, aby komuś w nim działa się krzywda, aby ktoś doświadczał ze strony swoich najbliższych czegoś złego, aby komuś płynęły z oczu łzy. Niestety, w naszych domach płyną łzy! Co więcej, w naszych domach słychać wołanie żon, matek dzieci: „Jezu, spraw, żeby się zmienił! Już dłużej nie mogę tak żyć!”.
Dom rodzinny – to jest miejsce, gdzie nas chcą, gdzie jesteśmy kochani – także wtedy, kiedy jesteśmy chorzy, niepełnosprawni, kiedy jesteśmy starzy.
Oto obrazek z ostatnich dni. Przed jednym z dużych warszawskich szpitali stoi karetka pogotowia. Pielęgniarki pomagają wsiąść do niej starszej kobiecie. Żegnają ją serdecznie: „Głowa do góry, pani Mario, tym razem wszystko będzie dobrze!”. Ze staruszką do karetki wsiada dwóch policjantów. Towarzyszą jej w drodze do domu, bo syn nie chce wpuścić ją za próg.
„Nie mogę przestać myśleć – pisze reporterka – jak to się dzieje, że matka potrafi wykarmić, wychować, wykształcić, pięcioro, a czasem i więcej dzieci, a potem pięciu dorosłych synów nie jest w stanie zapewnić jej dachu nad głową”.
Dom rodzinny to miejsce, gdzie na co dzień powinien rozbrzmiewać język miłości. A przecież zwroty, które zazwyczaj kierujemy do dzieci, to: „uspokój się”, „zrób to”, „pospiesz się”, „nie dotykaj”, „uważaj”, „zjedz wszystko”, „umyj się”, „ukłoń się”, „nie kręć się w kółko”, „nie biegaj”, „uważaj, bo upadniesz”, „a nie mówiłam, że upadniesz?”, „nie przeszkadzaj”. Tak rzadko natomiast mówimy: „kocham cię”, „jesteś śliczny”, „jestem szczęśliwa, że cię mam”, „porozmawiajmy”, „jak się czujesz?”, „dlaczego ci się to nie podoba?”, „lubię jak się śmiejesz”, „co cię tak zdenerwowało?”, „co o tym myślisz?”, „chcę cię wysłuchać”, „jak dobrze być razem”, „lubię cię takim, jakim jesteś”, „powiedz mi, jaki zrobiłem błąd”, „powiedz mi, co mam zrobić, żeby cię uszczęśliwić?”.
Dom rodzinny to miejsce, z którego chętnie wychodzi się do pracy czy szkoły, ale też do którego jeszcze chętniej się wraca. Przykro jest słuchać niejednej żony czy niejednego męża: „Proszę księdza, najlepiej się czuję poza domem”. Mówicie, że rodzina to najdrożsi ludzie na świecie, którym przychylilibyście nieba, a jednocześnie gotujecie im piekło.
Powiadacie, że mąż czy żona są dla was najważniejsi; poza nimi świata nie widzieliście i nie widzicie – bo zawsze możecie na nich liczyć, uwzględniają wasze zdanie, potrafią przyznać się do błędu, kochają was. Dlaczego więc jesteście dla nich opryskliwi, krytykujecie tylko, a nigdy ich nie pochwalicie? Dlaczego nie jesteście wobec nich lojalni?
Mówicie, że dzieci – to cel waszego życia. Wyżywić je, ubrać, wychować, uczyć – to sens waszych wysiłków. Dlaczego więc nie umiecie okazać im serca? Dlaczego robicie wszystko, aby przestały mieć do was zaufanie?
Dom rodzinny to miejsce, gdzie jako rodzice powinniśmy stawiać trzy pytania. Pytanie pierwsze: Kto wyjdzie z mojego domu – człowiek wierzący czy niewierzący? Pytanie drugie: Kto wyjdzie z mojego domu – człowiek wrażliwy na innych czy człowiek myślący tylko o sobie, idący przez życie jak czołg. I pytanie trzecie: Kto wyjdzie z mojego domu – człowiek pracowity, angażujący się we wspólne przedsięwzięcia czy też „niebieski ptak”, który nic nie zrobi dla innych.
Zdobądźmy się wreszcie na mocne postanowienie, które można sformułować w następujących słowach: „Będziemy pilnować swojego domu rodzinnego i będziemy uważać go za najważniejsze miejsce w naszym życiu”. Amen.
Ks. Teodor Szarwark – Przyjdę i zabiorę was do siebie. Homilie na niedziele i święta. Rok A