17 września
WYLAŁA RZEKA KRWI I ŁEZ
Przywódcy kłamców XX wieku zawarli „honorowy” tajny układ o czwartym rozbiorze Polski. Partner sojuszu ze Wschodu dokonał agresji bez wypowiedzenia wojny, wbrew paktowi o nieagresji z dnia 25 lipca 1932 (przedłużonego do 1945). Zmasowany atak na Polskę był potężny. Piechota (dwa miliony żołnierzy), czołgi (4 tysiące), samoloty (1800). Wtedy wylała rzeka krwi i łez. Deportacja na Sybir ponad miliona kobiet i dzieci w bydlęcych wagonach. Śmierć rozpoczęła swe żniwo. Otworzyły się bramy obozów w Kozielsku, Ostaszkowie, Starobielsku, ludobójczy mord w Katyniu niewinnych oficerów, kwiatu polskiej inteligencji, w Bykowni oraz w innych obozach.
Ale nagle, bo już 22 czerwca 1941 roku, „Nadczłowiek” z Berlina rozpoczął „operację” (wojenną) Barbarossa. Zakończyła się ona 8 maja 1945 roku podpisaniem w Poczdamie bezwarunkowej kapitulacji, a potem trybunał w Norymberdze.
Tak powtórzyła się „bajka” o zasadzeniu dębu przyjaźni „Nadczłowieka” z Berlina z „Wojownikiem” z Rzymu. Gdy drzewo podrosło, okazało się, że to nie był dąb, ale „lipa”.
Wszystko co się działo, może ocenić historyk, psycholog, socjolog, teolog. Czy istnieją jasne i pewne interpretacje? A teolog co powie? Może ograniczy się do powtórzenia słów psalmisty: „Rozprosz narody, które cieszą się z wojen” (Ps 38,61).
Który naród udźwignie tak ciężki „bagaż” krzywdy, krwi, czy nie upadnie kiedyś w pyle pod jego ciężarem? Tylko Bóg to wie! On jest Panem narodów i historii. Szkoda, że zaledwie tylko co drugi Polak zna historię.
Ks. Jan Kanty Pytel – CHODZĘ ZA TOBĄ, CHRYSTE – Medytacje dla wszystkich na każdy dzień roku
Wtorek 24 Tygodnia zwykłego
Zawierzyć Jezusowi
11 Wkrótce potem udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. 12 Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego – jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. 13 Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz!» 14 Potem przystąpił, dotknął się mar – a ci, którzy je nieśli, stanęli – i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię wstań!» 15 Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. 16 A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój». 17 I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie. (Łk 7, 11-17)
O co proszę?
O bezgraniczne zaufanie Jezusowi.
O bezgraniczne zaufanie Jezusowi.
- Jezus otoczony tłumami ludzi udaje się do Nain. W bramie miasta zastaje kondukt pogrzebowy (w. 11-12). Będę kontemplował Jezusa i Jego czułą rozmowę z płaczącą matką. Wzrusza się głęboko i pragnie ukoić jej ból (w. 13).
- Pomyślę serdecznie o Jezusie, który jest czuły na widok mojego cierpienia. Moje łzy są Jego łzami, moje bóle Jego bólami. Czy bliski jest mi obraz Jezusa współczującego, zatroskanego o mnie?
- Zatrzymam się dłużej nad sceną wskrzeszenia młodzieńca (w. 14-17). Stanę pośród tłumu, by z bliska obserwować to niezwykłe wydarzenie. Zwrócę uwagę na gesty Jezusa, na każde Jego słowo.
- Będę patrzył na młodzieńca, który powraca do życia, na tłumy, które ogarnął strach. Będę słuchał, jak wielbią Boga i pełni zachwytu uznają w Jezusie proroka. Wyobrażę sobie radość matki.
- Dla Jezusa nie ma nic niemożliwego. Na Jego słowo sprawy po ludzku najbardziej beznadziejne i „pogrzebane” odzyskują moc życia. Czy Jezus jest dla mnie Bogiem wszechmocnym? Wyznam Mu moje najgłębsze odczucia i przeżycia.
- Na zakończenie zamienię moją rozmowę z Jezusem w modlitwę uwielbienia. Razem z matką młodzieńca i tłumem będę radował się Jego mocą. Będę powtarzał z ufnością: „Jezu, dla Ciebie wszystko jest możliwe!”.
Ks. Krzysztof Wons SDS
Homilia na niedzielę… przed niedzielą
XXV Niedziela Zwykła, rok B
Wiara bez uczynków jest martwa
Mdr 2,12.17-20; Ps 54; Jk 3,16 – 4,3; Mk 9,30-37
Znany szkocki pisarz historyczny Walter Scott pewnego razu miał ochotę popływać sobie łódką po jeziorze, więc udał się na przystań. Na jednym wiośle łodzi, do której wsiadł, zauważył napis „wiara”, na drugim – „życie”. Zaciekawiony zapytał przewoźnika o znaczenie tych słów. Ten w ramach odpowiedzi zaczął wiosłować lewym wiosłem. Łódka kręciła się w kółko. Podobnie, tyle że w drugą stronę, kręciła się, kiedy zaczął wiosłować prawym wiosłem. Dopiero, gdy użył obu równocześnie, łódź pomknęła przed siebie.
Od dawna porównywano życie ludzkie do okrętu, który od brzegów doczesności zmierza ku horyzontowi wieczności. Kto chce szczęśliwie dopłynąć do celu, musi nie tylko po chrześcijańsku wierzyć, ale też i po chrześcijańsku żyć. Niestety, wielu ludzi jest chrześcijanami jedynie z imienia. Nie zaprzeczają żadnej prawdzie wiary, gorliwie odmawiają Wierzę w Boga, zapominają jednak o jednym, że wiara jest tyleż darem, co zadaniem. Wiary trzeba nie tylko bronić, ale przede wszystkim wiarą trzeba żyć.
Św. Jakub Apostoł w swoim liście do braci z ogromnym naciskiem uczył, że wiara bez uczynków jest martwa (por. Jk 2,17). Chrześcijanin nie może rozdzielić przekonań religijnych, rozmyślań, modlitwy od czynów, od wypełniania obowiązków, od realizacji zadań, od odpowiedzi na wyzwania, czyli od tego wszystkiego, co nazywamy życiem.
Jest prawdą wiary, że człowiek składa się z ciała, elementu materialnego, oraz z duszy, elementu duchowego, ale jest również prawdą, że dusza i ciało są złączone istotnie i bardzo głęboko w człowieku. Człowiek z ciałem i duszą tworzy jedność i taka jest jego natura. Wszelkie rozdarcie tej jedności jest jakimś niedostatkiem, jakąś ułomnością, a nawet jest grzechem przeciw Stwórcy.
Każdy człowiek zdrowy moralnie i duchowo musi postępować zgodnie ze swoimi najgłębszymi przekonaniami, czyli zgodnie ze swoją wiarą i jej zasadami.
Gdy bogaty młodzieniec zapytał Jezusa: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10,17) – Mistrz z Nazaretu zażądał od niego życia wiarą, bo odpowiedział: „Znasz przykazania” (Mk 10,19). Jezus ostrzega nas przed wiecznym odrzuceniem, jeżeli nie będziemy żyć Bożymi przykazaniami, bo jak uczy Apostoł: wiara bez uczynków jest martwa.
Do biskupa misyjnego w Sudanie powiedział kiedyś przywódca lokalnej społeczności: „Gdyby Europejczycy, którzy przybywają do Afryki, byli chrześcijanami z życia, a nie tylko z nazwy, to liczba nawróconych już dawno zwiększyłaby się dziesięciokrotnie”.
Dlaczego w XXI wieku jest tylu ochrzczonych, którzy za nic mają moralność chrześcijańską? Obwiniamy zwykle innych, zamiast uderzyć się we własne piersi. Dlaczego dzisiejszy człowiek odwraca się od chrześcijaństwa, choć całą swoją istotą pragnie religijności? Tworzy nawet różne systemy pseudoreligijne, szuka i najczęściej błądzi, bo to, co widzi w lokalnych wspólnotach chrześcijańskich, wcale go nie pociąga. On chce bowiem religii, która by przenikała całe jego życie.
Byliśmy pod wielkim wrażeniem pielgrzymek św. Jana Pawła II do ojczyzny. Cały świat jakby zastygał w podziwie, widząc manifestację żywej wiary. Widziano w nim apostoła, jakby przeniesionego z pierwszych wieków w czasy współczesne. Dlatego ciągnęły do niego tłumy wszędzie tam, gdzie się pojawiał.
Nasze posłannictwo w chwili obecnej nie polega na deklaracjach wiary, my mamy być przede wszystkim chrześcijanami z życia. Każdy z nas ma stać się drugim Chrystusem. Mamy znów pokazać światu, że chrześcijaństwo jest olbrzymią potęgą duchową, która naprawdę wpływa na bieg wydarzeń i może sprawiać cuda. A stanie się to wtedy, kiedy zasady wiary będą dla nas ważne wszędzie: i w kościele, i w domu, i w zakładzie pracy, a także na wakacjach czy w czasie urlopu.
Nie do pomyślenia jest człowiek wierzący, a niepraktykujący, bo wiara to życie. Człowiek albo służy Bogu całym sobą, a więc duszą i ciałem, umysłem i sercem, słowem i czynem, albo nie służy wcale. Przypomnijmy sobie ostre słowa Jezusa, wypowiedziane pod adresem faryzeuszów. „Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów nie dotykacie” (por. Łk 11,46). Warto nad tym się zastanowić. Czy te słowa nie odnoszą się właśnie do nas?
Był taki czas w Kościele, że niektórzy chrześcijanie w oczekiwaniu na Paruzję, na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię, zaniedbywali obowiązki dnia powszedniego. Podkreślano wtedy nadmiernie ważność jedynie postawy wewnętrznej, a lekceważono czyn zewnętrzny. Później nawet powstał cały ruch uzasadniający taką postawę. Ruch ten nazwano kwietyzmem i papieże go potępili jako niechrześcijański. Były też czasy nadmiernego aktywizmu, działania, bez oglądania się na życie duchowe, modlitwę… Takie podejście również zostało odrzucone przez autorytet Kościoła. Bo nie można okaleczać prawdy o człowieku, który został stworzony do jedności z Bogiem i do życia nadprzyrodzonego.
Bóg, stwarzając człowieka, uczynił go zdolnym do pracy, do działania, przez które doskonali siebie i zdobywa zasługi na niebo. Taką wymowę ma Jezusowa przypowieść o talentach, które pan odjeżdżając w dalekie strony, oddał swoim sługom. Oddał je po to, aby słudzy je pomnożyli i za to ich nagrodził. Zaś ten sługa, który zakopał talent do ziemi, został surowo ukarany.
Bóg obdarza każdego człowieka wieloma i wielorakimi talentami i możliwościami, czyli daje każdemu szansę wykazania się w życiu na miarę swoich możliwości, i czeka na owoce każdego ludzkiego życia. Wspiera łaską, lecz domaga się życia prawdziwie chrześcijańskiego, prawdziwie Bożego.
W małej wiosce francuskiej Ars żył przed laty święty proboszcz Jan Vianney. W całej Francji opowiadano o cudownych nawróceniach przy kratkach jego konfesjonału. Pewnego razu do Ars przybył jakiś niewierzący profesor z paryskiej Sorbony, aby przyjrzeć się na miejscu księdzu, o którym tyle się mówiło. Ujrzał go i wrócił do domu, do swoich kolegów odmieniony. Gdy go zapytano, co zobaczył, odpowiedział: „Widziałem Boga w człowieku…”. Spotkał Boga w człowieku. I tak było rzeczywiście. Gdziekolwiek na ziemi człowiek, nawet zupełnie niewierzący, spotyka się z prawdziwym chrześcijaninem, tam spotyka Boga.
Nie łudźmy się, na współczesnym człowieku słowo już nie robi wrażenia. Jedyne, co do niego przemawia, to żywa łączność z Bogiem, przeżyta do głębi prawda, wydająca święte owoce. Słowo może duszę poszukującą Boga doprowadzić do bramy wiary. Jednak tylko łaska otwiera tę bramę człowiekowi, inny człowiek pełen łaski i Boga.
Drogie siostry, drodzy bracia, biada nam, katolikom, jeżeli będziemy tylko pocieszać się myślą: przecież należę do Kościoła… Musimy być chrześcijanami w życiu. Musimy w naszych czasach dać dowód naszej wiary nie tylko w rodzinnym domu i w kościele, ale i na zewnątrz, „w świecie”.
A więc do dzieła. Bądźmy katolikami na co dzień, katolikami żywej wiary. Tego chce od nas sam Bóg i tego potrzebuje dzisiejszy świat. Amen.
Ks. Teodor Szarwark – Z domu ziemskiego do domu wiecznego. Homilie na niedziele i święta. Rok B