Po co żyć?

„Po co żyć?”
Straszne pytanie, zwłaszcza gdy się pomyśli o waszym wieku, i że tylu z was je stawia. Słyszałem to pytanie po raz pierwszy w Mons w Belgii, przy wyjściu z teatru, gdzie przemawiałem dwie godziny. Trzech młodych ludzi zagrodziło mi drogę. Jeden z nich stanowczym tonem, jaki przybiera często młodzież w obawie, że starsi nie będą jej słuchać, powiedział mi w imieniu swoich kolegów, iż nie chcieli przeszkadzać w czasie zebrania, które dopiero co się zakończyło, ale wszyscy trzej pragnęli zadać bardzo intymne i poważne pytanie, które zabrzmiało przerażająco: „Po co żyć, proszę pana?” Spadło ono na mnie jak jakieś ultimatum i nie pozwalało mi na zwłokę w odpowiedzi ani na odłożenie jej na inną chwilę. Nie można było zrobić uniku ani tłumaczyć się zmęczeniem i późną porą. W tym czasie zaczynała się rozpowszechniać wśród młodzieży jakaś żałobna moda: popełnić samobójstwo w ogniu, oblewając się przedtem benzyną, właśnie z powodu tego pytania, na które „śmierć Boga”, niespójność świata, zmaterializowanie społeczeństwa, tępota, ideologie i bezradne majaczenia sztuki nie dają odpowiedzi. Myśliciele związani z kawiarniami przy Saint-Germain-des-Prés filozofowali na temat absurdu, głosili marność rodzaju ludzkiego, tę „pasję nieużyteczną”, i w miarę jak stawiali obok siebie szklanki i argumenty – szczerzy młodzi ludzie, przekonani o nicości wszystkiego, potwierdzali ich sądy zapałką.
W spojrzeniu moich rozmówców pozostało jeszcze rozgorączkowanie i widziałem w ich źrenicach długi korytarz cienia wiodący do drzwi, za którymi mogła zionąć tylko pustka. Zaciskając ręce oczekiwali odpowiedzi, niemal przekonani, że jej nie ma. Komu przyznawali ostatnią szansę? Sobie samym czy mnie? Być może – Bogu.
A jednak…
Trzeba było mówić. Najpierw spostrzegłem, że nigdy nie zadawałem sobie pytania, które tak dręczyło tych młodych z Mons, i które was prześladuje dzisiaj nawet w chwilach rozrywki. W pierwszej mojej młodości, socjalistycznej, problemy metafizyczne bywały odsyłane po części do nauki, a po części do chmur. Nauka miała wkrótce rozwiązać wszystkie zagadki wszechświata, reszta to były tylko mgliste mrzonki nadające się do tego, aby nas odwrócić od polityki. Po moim nawróceniu wszystko było radośnie proste: Bóg istnieje, radość potężna, ocean światła i słodyczy. I nigdy nie przyszłoby mi na myśl, aby zapytać siebie o własną mizerną osobę, która mogłaby stanowić przedmiot zainteresowania tylko dzięki swej ogromnej cichości. Byłem więcej nić oczarowany, pełen szalonej wdzięczności wobec ogromu miłosiernego piękna. Bóg jest miłością i ta miłość uczyła mnie, że jest przyczyną i celem wszystkiego, co istnieje. Żadne stworzenie nie istnieje tyko dla siebie, ale dla drugiego stworzenia, dla wszystkich innych, poczynając od Boga samego, z którego wypływa wszystko.
Pozbawieni Boga od dawna, moi młodzi ludzie z Mons zapomnieli o tym lub nie odgadli czy zapomniano ich tego nauczyć. Powiedziałem im z całą ostrożnością, jaką stosuje się na widok chłopca stojącego na parapecie okna, któremu chce się wytłumaczyć, aby nie skakał, że uporczywe wpatrywanie się w samego siebie napotka w końcu na przepaść nicości, z której jakaś cudowna dobroć nas wyciągnęła. Że wokół nas wszystkie rzeczy od najmniejszej do największej, od najdrobniejszej cząsteczki materii do grawitujących gwiazd, przyciągają się i łączą, aby tworzyć uzupełniające się harmonie o coraz szerszym zasięgu. Że to podstawowe prawo, czytelne w instynkcie łączenia się najbardziej nieuchwytnych cząstek atomu, rządzi całym wszechświatem wraz z każdą osobą przeznaczoną do miłości i że nikt nie może się uchylać od tego bez ryzyka popadnięcia w pustkę. Że to prawo pozostanie oczywiste, nawet gdy się nie będzie wierzyć w Boga. Mogę dzisiaj dodać, patrząc na listę waszych pytań, że to pytanie – „Po co żyć?” – jest typowo męskie: żadna dziewczyna go nie stawia. Z natury bardziej niż mężczyźni podatne na miłość, kobiety wiedzą, nie zastanawiając się nawet nad tym, że nie są stworzone dla samych siebie. Jeśli jednak to pytanie przyszłoby im do głowy, sformułowałyby je zupełnie inaczej. Nie pytałyby „Dlaczego żyć, po co żyć?” ale „Dla kogo żyć?” Powinniśmy brać z nich przykład.
Nie wiem, czy przekonałem młodych ludzi z Mons. W każdym razie gazety – co jest bardzo ważne – nigdy nie przekazały mi o nich wiadomości.
André Frossard – Bóg i ludzkie pytania. Kielce 1991

Bóg wobec ludzkich pytań

Bóg wobec ludzkich pytań
Autor otrzymał od uczniów klasy maturalnej, dziewcząt i chłopców, ponad dwa tysiące często powtarzających się pytań, na które udzielił odpowiedzi, zaczerpniętych z własnego doświadczenia wiary.
Aby go nie oskarżono, że jest głuchy na zarzuty, zwrócił największą uwagę na wyraźne i ukryte argumenty swoich rozmówców.
W konsekwencji wszystkie odpowiedzi z wyjątkiem pierwszej i trzeciej zaczynają się krótkim, ale lojalnym przedstawieniem w cudzysłowie zarzutów, które wypływają z samego pytania.
Potem autor używa zwrotu „A jednak”. Sięga tu do Pisma Świętego po teksty, które wydają się zaprzeczać zarzutowi.
Odpowiedź właściwa przychodzi na końcu. Trzy części każdego małego rozdziału są wyraźnie oddzielone, aby uniknąć wszelkiego pomieszania. Prawie wszystkie pytania autor traktuje w ten sam sposób, gdyż pragnie okazać się jak najbardziej „otwartym”.
Można zauważyć, że autor wiele razy używa słowa „miłosierdzie”; nie zastępuje go słowem „miłość”, ale czyni tak w przekonaniu, że „miłosierdzie” wyraźniej określa bezinteresowną, pierwotną i twórczą miłość, która jest przyczyną i końcem wszystkich rzeczy.
Być może zaskoczy czytelnika to, że uczniowie klasy maturalnej tak mało mówią o polityce. Sam autor był tym również zaskoczony.
André Frossard – Bóg i ludzkie pytania. Kielce 1991

WSTĘP

Wstęp – O Piśmie Świętym
Sam Bóg objawił, w co mamy wierzyć i co czynić, by dostać się do nieba. Już w raju mówił Pan Bóg do Adama i Ewy. Potem przemawiał do Patriarchów i objawił im swoją wolę. Wreszcie zesłał na ziemię Syna Swego jednorodzonego Jezusa, aby nas prawdy nauczył. Dlatego św. Paweł apostoł:
„Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dnia przemówił do nas przez Syna.” (Hbr 1, 1-2).
I. JAK POWSTAŁO PISMO ŚWIĘTE STAREGO PRZYMIERZA?
Co Pan Bóg objawił pierwszym rodzicom w raju, opowiedzieli swym dzieciom, a te opowiadały dalej. Również i Patriarchowie prawdę, którą Bóg im objawił, opowiadali swym potomkom. W ten sposób objawienie Boże przechodziło z pokolenia na pokolenie.
Przy takim ustnym opowiadaniu mogliby jednak ludzie z czasem zapomnieć niejedną prawdę objawioną przez Pana Boga. Dlatego Pan Bóg poddał świętym mężom myśl, aby spisali to, co Bóg ludziom objawił. Duch Święty pomagał tym mężom przy spisywaniu objawienia Bożego, ażeby to tylko spisali, co rzeczywiście Pan Bóg objawił. Pierwszym mężem, który spisał objawienie Boże z natchnienia Ducha Świętego, był Mojżesz.
Mojżesz spisał wszystko, co Bóg objawił i co się działo od stworzenia świata, aż do wejścia Żydów do Ziemi Obiecanej. Po śmierci Mojżesza spisywali inni święci mężowie, z natchnienia Ducha Świętego, historię narodu żydowskiego.
W ten sposób powoli powstało:
21 Ksiąg historycznych, mianowicie: Pięć Ksiąg Mojżeszowych, Księga Jozuego, Księga Sędziów, Księga Rut, cztery Księgi Królewskie, dwie Księgi Kronik, Księga Ezdrasza, Księga Nehemiasza, Księga Tobiasza, Księga Judyty, Księga Estery i dwie Księgi Machabejskie.
Naród żydowski posiadał także wspaniałe pieśni religijne, napisane z natchnienia Bożego: Psalmy. Większą ich część ułożył król Dawid i syn jego Salomon. Śpiewano je w czasie służby Bożej. Salomon napisał także Księgi Przypowieści, czyli Przysłów. I inni święci mężowie z natchnienia Bożego, pisali księgi zawierające pouczenia, jak prowadzić życie święte.
Posiadał więc naród żydowski:
7 Ksiąg obyczajów: Księga Hioba, Księga Psalmów, Księga Przysłów, Księga Koheleta (Eklezjastesa), Pieśń nad Pieśniami, Księga Mądrości, Mądrości Syracha (Eklezjastyk).
W Starym Przymierzu przemawiał Pan Bóg często do Żydów przez Proroków. Prorocy nauczali naród wybrany, upominali i karali za grzechy. Prorocy przepowiadali też rzeczy przyszłe, zwłaszcza o przyobiecanym Odkupicielu. Z natchnienia Ducha Świętego spisała większa część Proroków swe przemówienia do narodu wybranego i swe proroctwa. W ten sposób powstało:
17 Ksiąg proroctw: Proroctwo Izajasza, Proroctwo Jeremiasza z Baruchem, Proroctwo Ezechiela, Proroctwo Daniela (Wielcy Prorocy); Proroctwa: Ozeasza, Joela, Amosa, Abdiasza, Jonasza, Micheasza, Nahuma, Habakuka, Sofoniasza, Aggeusza, Zachariasza i Malachiasza (Mniejsi Prorocy).
Wszystkie te księgi, które spisali mężowie święci z natchnienia i z pomocą Ducha Świętego, nazywamy księgami Pisma św. Starego Przymierza czyli Zakonu.
II. JAK POWSTAŁO PISMO ŚWIĘTE NOWEGO PRZYMIERZA?
W Nowym Zakonie przemawiał Pan Bóg do ludzi przez Syna swego Jezusa Chrystusa. Pan Jezus nie spisywał swych nauk. Rozkazał też swym uczniom, ażeby naukę Jego opowiadali wszystkim narodom. Apostołowie i uczniowie Pana Jezusa zapamiętali sobie dokładnie, co słyszeli od swego Mistrza.
HISTORIA BIBLIJNA STAREGO I NOWEGO TESTAMENTU – Wydawnictwo Św. Krzyża – Opole 1991

IV Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski – Rzeszów, 2 czerwca 1991

1. „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca” (Mt 7,21).
W dzisiejszym uroczystym dniu Kościół przemyski, a w szczególności miasto Rzeszów staje wobec tajemnicy królestwa niebieskiego – tego królestwa, jakie Syn Boży, Jezus Chrystus, przekazał swoim apostołom i uczniom. Kościół, który pielgrzymuje poprzez tę podkarpacką ziemię, żyje nadzieją królestwa niebieskiego. W dniu dzisiejszym zaś raduje się w sposób szczególny, gdy wyniesienie na ołtarze błogosławionego Józefa Sebastiana odnawia i umacnia we wszystkich tę nadzieję.
Oto człowiek, który „spełniał wolę Boga” – nie tylko mówił: „Panie, Panie”, ale spełniał wolę Ojca, tak jak tę wolę objawił nam Jezus Chrystus. Jak ukazał ją swoim własnym życiem i swą Ewangelią.
2. Ten człowiek – błogosławiony Józef Sebastian Pelczar – był waszym biskupem. A wcześniej jeszcze był synem tej ziemi. Tu się urodził. Tu, w swej korczyńskiej rodzinie i parafii, usłyszał głos powołania do kapłaństwa. Jako kapłan przeszedł przez studia w Rzymie, a potem przez Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, był także rektorem tej czcigodnej uczelni – aby wrócić do was. Był waszym przemyskim biskupem w okresie przed I wojną światową i podczas tej wojny, która tutaj pozostawiła także swe ślady. I po wojnie w Polsce znów niepodległej od 1918 r. aż do śmierci w 1924.
3. Jednakże pielgrzymowanie człowieka, który nie tylko mówi: „Panie, Panie”, ale który czyni wolę Ojca, prowadzi dalej niż na katedrę profesorską, dalej niż na tron biskupi – prowadzi do tego „królestwa niebieskiego”, które Chrystus, Syn Ojca, ukazał nam jako cel ziemskiego pielgrzymowania. Cel ostateczny, w którym wypełnia się do końca powołanie ludzkiej osoby, stworzonej na obraz i podobieństwo Boga samego.
Jakże wielka jest moja radość, że mogę w dniu dzisiejszym, odwiedzając diecezję przemyską, ogłosić sługę Bożego Józefa Sebastiana Pelczara, syna tej ziemi i biskupa w Przemyślu – błogosławionym.
4. Ten uroczysty akt ma doniosłą wymowę dla nas wszystkich.
Święci i błogosławieni stanowią żywy argument na rzecz tej drogi, która wiedzie do królestwa niebieskiego. Są to ludzie – tacy jak każdy z nas – którzy tą drogą szli w ciągu swego ziemskiego życia i którzy doszli. Ludzie, którzy życie swoje budowali na skale, na opoce, jak to głosi psalm dzisiejszej liturgii: na skale, a nie na lotnym piasku (por. Ps 31[30],3-4). Co jest tą skałą? Jest nią wola Ojca, która wyraża się w Starym i Nowym Przymierzu. Wyraża się w przykazaniach Dekalogu. Wyraża się w całej Ewangelii, zwłaszcza w Kazaniu na górze, w ośmiu błogosławieństwach.
Święci i błogosławieni to chrześcijanie w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Chrześcijanami nazywamy się my wszyscy, którzy jesteśmy ochrzczeni i wierzymy w Chrystusa Pana. Już w samej tej nazwie zawarte jest wzywanie Imienia Pańskiego. Drugie przykazanie Boże powiada: „Nie będziesz brał Imienia Pana Boga twego nadaremno”. Zatem jeśli jesteś chrześcijaninem, niech to nie będzie wzywanie Imienia Pańskiego nadaremno. Bądź chrześcijaninem naprawdę, nie tylko z nazwy, nie bądź chrześcijaninem byle jakim. „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!» (…), lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca”.
Spójrzmy na drugie przykazanie Boże od strony jeszcze bardziej pozytywnej: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi – mówi do nas Chrystus Pan – aby widzieli wasze dobre czyny i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,16).
Oto mocny zrąb, na którym człowiek roztropny wznosi dom całego swego życia. O takim domu mówi Chrystus: „Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (Mt 7,25).
Jednakże „skała” – to nie tylko słowo Boże, nie tylko Dekalog czy Kazanie na górze, przykazania czy błogosławieństwa. „Skała” – to nade wszystko Chrystus sam. Józef Sebastian Pelczar budował dom swego ziemskiego życia i powołania nade wszystko na Chrystusie. Na Nim samym, w Nim bowiem objawiła się do końca sprawiedliwość Boża, o której Apostoł mówi, że chociaż jest „poświadczona przez Prawo i Proroków” (Rz 3,21), to jednak od tego Prawa jest „niezależna” (tamże).
Tą Bożą sprawiedliwością, która usprawiedliwia człowieka przed Bogiem, która w oczach Boga czyni człowieka ostatecznie „sprawiedliwym” – jest Chrystus sam. Człowiek buduje dom swego życia ziemskiego na Nim: buduje na Odkupieniu, które jest w Chrystusie, buduje na krzyżu, w którym przez swoją śmierć odkupieńczą Chrystus zgładził grzechy całego świata własną Krwią: śmierć grzechu zniszczył swoją własną śmiercią. Buduje więc człowiek ów „dom królestwa niebieskiego” w swym ziemskim bytowaniu przez wiarę.
Tak właśnie budował Józef Sebastian. I dlatego dom jego życia ziemskiego ostał się wśród wszystkich burz i doświadczeń. Dojrzał do tej chwały, jaką człowiek-stworzenie może odnaleźć tylko w żywym Bogu. To właśnie jest owa pełnia, do której wszyscy zostaliśmy wezwani w Jezusie Chrystusie.
5. Diecezja przemyska ma swoją długą historię. Z górą sześć wieków. Dzisiejsze święto jest jakby zwieńczeniem tej długiej historii. Jest zwieńczeniem, ponieważ Kościół jako Lud Boga żywego, odkupiony za cenę Krwi Chrystusa – jest cały wezwany do świętości. Uczestnictwo w świętości Boga samego jest powołaniem wszystkich, każdego i każdej! To powołanie stało się udziałem biskupa Józefa Sebastiana, ale są obok niego także i inni słudzy Boży z ostatnich czasów, którzy wyróżnili się szczególną świętością życia. Wymieńmy choćby błogosławionego Rafała Kalinowskiego, który będzie wnet kanonizowany w Rzymie, a także zakonnicę Bolesławę Lament czy franciszkanina Rafała Chylińskiego, których będę miał szczęście wynieść do chwały ołtarzy w czasie obecnej pielgrzymki do Ojczyzny.
Wymieńmy też synów i córki związanych z ziemią rzeszowską: ks. Jana Balickiego, Bronisława Markiewicza, Leonię Nastałównę, Kolumbę Białecką, Wenantego Katarzyńca, Augusta Czartoryskiego. Wymieńmy jeszcze siostrę Faustynę Kowalską, Anielę Salawę, Stanisławę Leszczyńską z Łodzi, ojca Jana Beyzyma, Jerzego Ciesielskiego, arcybiskupa Antoniego Nowowiejskiego, biskupa Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa Józefa Bilczewskiego, Zygmunta Łozińskiego, Władysława Korniłowicza, Wincentego Frelichowskiego. To tylko niektórzy spośród tych, którzy czekają na uroczyste potwierdzenie ich świętości przez Kościół, a przecież każdy znał i myśli teraz o kimś bliskim, który heroicznie realizował swoje chrześcijańskie powołanie. A w wiekach minionych – w owych sześciu stuleciach dziejów – z pewnością niemało było wśród Ludu Bożego waszej diecezji osób, które szły tą samą drogą i budowały swój dom na skale wiary, spełniając wolę Bożą, którą jest uświęcenie człowieka.
Tych wszystkich synów i córki prastarego Kościoła przemyskiego mamy dzisiaj w żywej pamięci – na zachód i na wschód od Sanu, wzdłuż górskich łańcuchów Bieszczad ku południowi, wzdłuż rzecznych dolin w stronę Wisły ku północy. Za nich wszystkich dziękujemy Bogu.
6. Czcigodny, drogi biskupie Ignacy, drogi bracie w apostolskim posługiwaniu! Wiem dobrze, i wszyscy to wiedzą w Polsce (a także poza jej granicami), że odkąd objąłeś pasterzowanie tego Kościoła, cała twoja żarliwa działalność skupiła się na owym „domu”, który uczeń Chrystusa ma budować na skale. Prawdziwie „gorliwość domu Bożego” cię pożerała. Nie szczędziłeś żadnych trudów, nie znałeś przeszkód, gdy chodziło o mnożenie miejsc kultu i ognisk życia Bożego na rozległym terenie twej diecezji. Wiedziałeś, że „Kościół widzialny” – dom parafialnej rodziny – jest świadectwem i zarazem wezwaniem do budowania życia ludzkiego na tej skale, którą jest Chrystus.
Sam miałem sposobność podziwiać z bliska twą biskupią działalność. Nieraz zresztą byłem tu zapraszany z Krakowa, jak choćby przy poświęceniu monumentalnej świątyni w Stalowej Woli. Pragnę dzisiaj, przy sposobności tych odwiedzin i beatyfikacji twego poprzednika na przemyskiej stolicy biskupiej, odnowić te więzy szczególne, jakie łączyły mnie z tą ziemią, z jej bogatą przyrodą, z jej gorliwym prezbiterium i społeczeństwem.
Wiele jest miejsc na waszej ziemi, które stale noszę w pamięci i w sercu, do których powracam w modlitwie. Pragnę, aby to wszystko znalazło nowy jeszcze wyraz w dzisiejszych papieskich odwiedzinach.
Drogi biskupie Ignacy! Na przestrzeni lat twego posługiwania stałeś się wobec Kościoła i społeczeństwa walczącego o swe suwerenne prawa rzecznikiem, świadkiem i autorytetem.
Ufam, że i teraz – w nowej sytuacji – to twoje świadectwo jest nieodzowne. Dziś trzeba nowej wiary i nowej nadziei, i nowej miłości. Trzeba odnawiać świadomość prawa Bożego i odkupienia w Chrystusie. Pragnę równocześnie pozdrowić wszystkich księży biskupów pomocniczych z Przemyśla: poczynając od wspomnienia śp. biskupa Stanisława, którego dobrze pamiętam, pozdrawiam dwóch biskupów, którzy jeszcze byli moimi kolegami w Episkopacie Polski, i tych nowych, którzy potem przybyli, bo diecezja wielka i potrzebuje też wielkiej pracy biskupiej. Szczęść Boże wszystkim.
Tak, drodzy bracia i siostry, trzeba odnawiać świadomość prawa Bożego i odkupienia w Chrystusie, trzeba wołać tak, jak dzisiejsza liturgia: „Naucz nas, Boże, chodzić Twoimi ścieżkami. Prowadź nas w prawdzie” (por. Ps 25[24],4-5).

Aby dom naszego życia – osób, rodzin, narodu i społeczeństwa – pozostawał „utwierdzony na skale” (por. Mt 7,25).

Aby nie wznosić go na lotnym piasku – lecz na skale. Na skale Bożych przykazań, na skale Ewangelii. Na skale, którą jest Chrystus.

„Wczoraj i dzisiaj, ten sam także i na wieki” (Hbr 13,8).

Jan Paweł II

IV Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski – Koszalin, 1 czerwca 1991 roku

1. „Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej (…). Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną!” (por. Wj 20,2-3).
Wybrał Bóg miejsce na pustyni: górę Synaj – i wybrał lud, któremu objawił siebie jako wybawcę z niewoli egipskiej – i wybrał człowieka, któremu powierzył swe przykazania: Mojżesza.
Dziesięć prostych słów. Dekalog. Pierwsze wśród nich brzmi właśnie tak: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”.
2. Drodzy synowie i córki tej ziemi nad Bałtykiem. Nieraz wespół z waszym biskupem patrzycie w stronę Góry Chełmskiej, która jest niewielkim nadmorskim wzniesieniem, ale uwydatnia się na tle rozległej pomorskiej równiny.
Czy słowa Boga wypowiedziane na Synaju nie odezwały się dalekim echem również tu, na tej górze? Kiedyś dalecy przodkowie, którzy tutaj żyli nad Bałtykiem, nie znali Boga żywego i prawdziwego. Szukali Go niejako „po omacku” (por.Dz 17,27 ) w pierwotnych kultach i ofiarach. A kiedy przyszedł czas, że Słowo Boże znalazło tutaj miejsce w Kołobrzegu za czasów Bolesława Chrobrego, po niewielu latach pierwszy biskup Reinbern został wygnany – i stare wróciło na kilka jeszcze pokoleń.
Dopiero misjonarz – biskup Otto z Bambergu utrwalił chrześcijaństwo nad Bałtykiem i na całym zachodnim Pomorzu.
Wiele stuleci dzieli nas od tamtych czasów. Przecież wy sami jesteście tutaj od kilkudziesięciu dopiero lat – a wasz biskup Ignacy jest od roku 1972 zaledwie drugim z kolei po Reinbernie biskupem w Kołobrzegu.
3. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. To pierwsze słowo Dekalogu, pierwsze przykazanie, od którego zależą wszystkie dalsze przykazania. Całe prawo Boże – wypisane niegdyś na kamiennych tablicach, a równocześnie wypisane odwiecznie w sercach ludzkich. Tak, że i ci, co nie znają Dekalogu, znają jego istotną treść. Bóg głosi prawo moralne nie tylko słowami Przymierza – Starego Przymierza z góry Synaj i Chrystusowej Ewangelii – głosi je samą wewnętrzną prawdą tego rozumnego stworzenia, jakim jest człowiek.
To Boże prawo moralne jest dane człowiekowi i dane równocześnie dla człowieka: dla jego dobra. Czyż nie tak jest? Czyż nie dla człowieka jest każde z tych przykazań z góry Synaj: – „Nie zabijaj – nie cudzołóż – nie mów fałszywego świadectwa – czcij ojca i matkę” (por. Wj 20,13-14.16.12). Chrystus ogarnia to wszystko jednym przykazaniem miłości, które jest dwoiste: „Będziesz miłował Pana Boga swego ponad wszystko – będziesz miłował człowieka, bliźniego twego jak siebie samego” (por. Mt 22,37).
W ten sposób Dekalog – dziedzictwo Starego Przymierza Boga z Izraelem – został potwierdzony w Ewangelii jako moralny fundament Przymierza Nowego we Krwi Chrystusa.
Ten moralny fundament jest od Boga, zakorzenia się w Jego stwórczej, ojcowskiej mądrości i Opatrzności. Równocześnie ten moralny fundament Przymierza z Bogiem jest dla człowieka, dla jego dobra prawdziwego. Jeśli człowiek burzy ten fundament, szkodzi sobie: burzy ład życia i współżycia ludzkiego w każdym wymiarze. Zaczynając od wspólnoty najmniejszej, jaką jest rodzina, i idąc poprzez naród aż do tej ogólnoludzkiej społeczności, na którą składają się miliardy ludzkich istnień.
Jak bardzo prawo moralne – przykazania Boże – jest dla człowieka, na to wskazuje w sposób szczególnie wymowny sam Jezus Chrystus (w dzisiejszej perykopie ewangelicznej), kiedy mówi do zdumionych, a nawet zgorszonych stróżów litery Prawa: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2,27).
4. Tak. „Syn Człowieczy jest panem szabatu” (Mk 2,28). On też jest Panem i gwarantem tego Przymierza Boga z człowiekiem, które jest Stare, Nowe i Wieczne.
Syn Człowieczy. Jezus Chrystus. W Nim dopełniło się nowe stworzenie. „Bóg, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem” (tak mówi Księga Rodzaju o dziele stworzenia, por. 1,3) – „zabłysnął w naszych sercach (…) na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,6). Bóg jedyny, prawdziwy i nieobjęty dał nam poznać siebie, swoją niezgłębioną tajemnicę, w Jezusie Chrystusie. On – Chrystus – jest widzialnym obrazem niewidzialnego Boga. Jest Synem współistotnym, który stał się człowiekiem – Synem Człowieczym – rodząc się z Dziewicy Maryi za sprawą Ducha Świętego. On – „Bóg z Boga, Światłość ze Światłości” (Credo), „zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej” (2 Kor 4,6).
Niegdyś tu, nad Bałtykiem, ta sama jasność zabłysła w sercach ludzi u początku naszego tysiąclecia. Dziś błyszczy w waszych sercach.
My wszyscy, ochrzczeni w imię Trójcy Przenajświętszej w mocy Chrystusowego Odkupienia przez Krzyż, „jesteśmy wydawani na śmierć”, tak jak Chrystus przyjął śmierć na krzyżu – „aby życie Jego stało się widoczne w naszym śmiertelnym ciele” (2 Kor 4,11). Tak. Życie Chrystusa. Jego zmartwychwstanie. Poczynając od sakramentu chrztu, uczestniczymy w odkupieńczej śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa.
Nosimy więc w sobie skarb, niewypowiedziany skarb życia Bożego. Jest to „przeogromna moc, która jest z Boga, nie z nas” (por. 2 Kor 4,7). Taką mocą jest łaska chrztu, która czyni nas w Chrystusie synami Bożego przybrania.
Jako synowie Bożego przybrania podążamy na naszą Górę Chełmską nad Bałtykiem, tam, gdzie niegdyś dalecy nasi przodkowie na tej ziemi „szukali Boga po omacku”, przychodzimy ze światłem wiary. Przychodzimy, „nosząc w naszym ciele konanie Chrystusa, aby Jego życie objawiło się w naszym ciele” (por. 2 Kor 4,10).
5. Jednakże, drodzy bracia i siostry – „ten skarb przechowujemy w naczyniach glinianych” (por. 2 Kor 4,7). Czasy, w których żyjemy, ludzkość współczesna, europejska cywilizacja i postęp, mają już za sobą owo szukanie Boga po omacku – które jednak było szukaniem i do Niego jakoś prowadziło. Wszyscy odziedziczyli skarb. W Chrystusie otrzymali więcej jeszcze niż Dekalog. Któż jednak bardziej niż Chrystus – ukrzyżowany i zmartwychwstały – potwierdza moc tamtego pierwszego słowa Dekalogu: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”?
Tylko też w mocy tego pierwszego przykazania można myśleć o prawdziwym humanizmie. Tylko wówczas „szabat może być dla człowieka” i cała humanistyczna moralność sprawdza się i urzeczywistnia.
„Stworzenie (…) bez Stworzyciela zanika” – głosi Sobór (Gaudium et spes, 36). Bez Boga pozostają ruiny ludzkiej moralności. Każde prawdziwe dobro dla człowieka – a to jest sam rdzeń moralności – jest tylko wówczas możliwe, kiedy czuwa nad nim Ten Jeden, który „sam jest dobry” jak kiedyś powiedział Chrystus do młodzieńca (por. Mk 10,18).
6. Stąd, znad Bałtyku, proszę was, wszyscy moi rodacy, synowie i córki wspólnej Ojczyzny, abyście nie pozwolili rozbić tego naczynia, które zawiera Bożą prawdę i Boże prawo. Proszę, abyście nie pozwolili go zniszczyć. Abyście sklejali je z powrotem, jeśli popękało.

Abyście nigdy nie zapominali:

„Jam jest Pan, Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną!

– Nie będziesz brał Imienia Pana Boga twego nadaremno.

– Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.

– Czcij ojca twego i twoją matkę.

– Nie zabijaj.

– Nie cudzołóż.

– Nie kradnij.

– Nie mów fałszywego świadectwa.

– Nie pożądaj żony bliźniego twego.

– Nie pożądaj żadnej rzeczy, która jego jest”.

Oto Dekalog: dziesięć słów. Od tych dziesięciu prostych słów zależy przyszłość człowieka i społeczeństw. Przyszłość narodu, państwa, Europy, świata.

„Słowa Twoje, Panie, są prawdą. Uświęć nas w prawdzie” (por. J 17,17).

[Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II powiedział:]
„Kłaniam się Tobie, Przedwieczny Boże”.

Pragnę wyrazić moją radość, dziękczynienie za tę wspólnotę modlitwy w języku ojczystym, za to, że mogliśmy wspólnie kłaniać się Bogu przedwiecznemu, żywemu i prawdziwemu. Składając Najświętszą Ofiarę Jego Syna, Pana naszego Jezusa Chrystusa, która raz złożona na ołtarzu krzyża, trwa wiecznie, a równocześnie stale się odnawia na ołtarzach kościołów.
Wyrażam wdzięczność za przygotowanie do tego eucharystycznego spotkania diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej nad Bałtykiem. Dziękujemy za ten wiatr od morza, który nas tutaj dosięgnął zaraz po przybyciu na lotnisko i pokazał, jaki bywa. Wyrażam radość z tego, że mogłem modlić się wspólnie z moimi rodakami, ale także i z wielu gośćmi, przede wszystkim wśród biskupów koncelebrujących z zagranicy. Dziękuję przedstawicielom władz państwowych tu obecnym, przedstawicielom władz wojewódzkich i miejskich. Dziękuję również różnym wspólnotom, zrzeszeniom i reprezentacjom. Dziękuję w szczególności szkołom, uczelniom, zakładom pracy, Związkowi Rolników, kolejarzom z całej Polski. Dziękuję Związkowi Głuchoniemych, przedstawicielom Zakładów Cegielskiego z Poznania, Związkowi Kaszubów, Klubowi Inteligencji Katolickiej. Dziękuję wszystkim obecnym, również i spoza diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, a zwłaszcza z tej nadmorskiej, północnej części Polski.
W naszej modlitwie dzisiejszej w pamięci i sercu zgromadzonych były szczególnie obecne dzieci, ponieważ jest to Międzynarodowy Dzień Dziecka. Były one obecne tą bliskością, jaką zawsze miał dla nich Chrystus Pan. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”. Oby ten Dzień Międzynarodowy odnowił świadomość wielkości dziecka, odpowiedzialności za dziecko, odpowiedzialności rodzicielskiej i społecznej, aby odnowił w nas wszystkich tę miłość do dziecka, jaką objawił nam Jezus Chrystus.
Pragnę jeszcze podziękować pogodzie, pogodzie nadbałtyckiej. Już mówiłem o wietrze. Jeszcze trzeba dodać stare polskie porzekadło: „Słońce świeci, a deszcz pada”. Bo tak mniej więcej się to zaczęło układać, więc poszliśmy razem z księdzem biskupem Ignacym na Górę Chełmską i tam bardzo podziękowałem temu deszczowi, że padał, ale poprosiłem o pewne odroczenie. I trzeba przyznać, że okazał się bardzo słowny. Tak dalece, że w tej chwili możemy już powiedzieć: deszcz padał, ale teraz słońce świeci. Jest to dobra uwertura do mojego pielgrzymowania po Polsce. Dobra uwertura, tym bardziej, że wśród napisów, jakie widzę, na szczęście nie ma ich za dużo, jest także jeden zapraszający do Moskwy. Pojawił się tutaj arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz, który wiecie, gdzie teraz stale rezyduje, administruje. I zaraz za nim przychodzi napis. To tyle tych dodatków na zakończenie.
A teraz „kłaniam się Tobie, Przedwieczny Boże”, a kłaniając się Tobie, który jesteś, Tobie, który jesteś Ojcem, Synem, Duchem Świętym, razem z wszystkimi zgromadzonymi proszę Cię o błogosławieństwo na dalsze drogi tego Kościoła na ziemi koszalińskiej i na całej ziemi polskiej, na dalsze drogi tego narodu, a także tego pielgrzyma, który przybył, ażeby jeszcze raz odwiedzić swoich rodaków.

Jan Paweł II