Po co żyć?

„Po co żyć?”
Straszne pytanie, zwłaszcza gdy się pomyśli o waszym wieku, i że tylu z was je stawia. Słyszałem to pytanie po raz pierwszy w Mons w Belgii, przy wyjściu z teatru, gdzie przemawiałem dwie godziny. Trzech młodych ludzi zagrodziło mi drogę. Jeden z nich stanowczym tonem, jaki przybiera często młodzież w obawie, że starsi nie będą jej słuchać, powiedział mi w imieniu swoich kolegów, iż nie chcieli przeszkadzać w czasie zebrania, które dopiero co się zakończyło, ale wszyscy trzej pragnęli zadać bardzo intymne i poważne pytanie, które zabrzmiało przerażająco: „Po co żyć, proszę pana?” Spadło ono na mnie jak jakieś ultimatum i nie pozwalało mi na zwłokę w odpowiedzi ani na odłożenie jej na inną chwilę. Nie można było zrobić uniku ani tłumaczyć się zmęczeniem i późną porą. W tym czasie zaczynała się rozpowszechniać wśród młodzieży jakaś żałobna moda: popełnić samobójstwo w ogniu, oblewając się przedtem benzyną, właśnie z powodu tego pytania, na które „śmierć Boga”, niespójność świata, zmaterializowanie społeczeństwa, tępota, ideologie i bezradne majaczenia sztuki nie dają odpowiedzi. Myśliciele związani z kawiarniami przy Saint-Germain-des-Prés filozofowali na temat absurdu, głosili marność rodzaju ludzkiego, tę „pasję nieużyteczną”, i w miarę jak stawiali obok siebie szklanki i argumenty – szczerzy młodzi ludzie, przekonani o nicości wszystkiego, potwierdzali ich sądy zapałką.
W spojrzeniu moich rozmówców pozostało jeszcze rozgorączkowanie i widziałem w ich źrenicach długi korytarz cienia wiodący do drzwi, za którymi mogła zionąć tylko pustka. Zaciskając ręce oczekiwali odpowiedzi, niemal przekonani, że jej nie ma. Komu przyznawali ostatnią szansę? Sobie samym czy mnie? Być może – Bogu.
A jednak…
Trzeba było mówić. Najpierw spostrzegłem, że nigdy nie zadawałem sobie pytania, które tak dręczyło tych młodych z Mons, i które was prześladuje dzisiaj nawet w chwilach rozrywki. W pierwszej mojej młodości, socjalistycznej, problemy metafizyczne bywały odsyłane po części do nauki, a po części do chmur. Nauka miała wkrótce rozwiązać wszystkie zagadki wszechświata, reszta to były tylko mgliste mrzonki nadające się do tego, aby nas odwrócić od polityki. Po moim nawróceniu wszystko było radośnie proste: Bóg istnieje, radość potężna, ocean światła i słodyczy. I nigdy nie przyszłoby mi na myśl, aby zapytać siebie o własną mizerną osobę, która mogłaby stanowić przedmiot zainteresowania tylko dzięki swej ogromnej cichości. Byłem więcej nić oczarowany, pełen szalonej wdzięczności wobec ogromu miłosiernego piękna. Bóg jest miłością i ta miłość uczyła mnie, że jest przyczyną i celem wszystkiego, co istnieje. Żadne stworzenie nie istnieje tyko dla siebie, ale dla drugiego stworzenia, dla wszystkich innych, poczynając od Boga samego, z którego wypływa wszystko.
Pozbawieni Boga od dawna, moi młodzi ludzie z Mons zapomnieli o tym lub nie odgadli czy zapomniano ich tego nauczyć. Powiedziałem im z całą ostrożnością, jaką stosuje się na widok chłopca stojącego na parapecie okna, któremu chce się wytłumaczyć, aby nie skakał, że uporczywe wpatrywanie się w samego siebie napotka w końcu na przepaść nicości, z której jakaś cudowna dobroć nas wyciągnęła. Że wokół nas wszystkie rzeczy od najmniejszej do największej, od najdrobniejszej cząsteczki materii do grawitujących gwiazd, przyciągają się i łączą, aby tworzyć uzupełniające się harmonie o coraz szerszym zasięgu. Że to podstawowe prawo, czytelne w instynkcie łączenia się najbardziej nieuchwytnych cząstek atomu, rządzi całym wszechświatem wraz z każdą osobą przeznaczoną do miłości i że nikt nie może się uchylać od tego bez ryzyka popadnięcia w pustkę. Że to prawo pozostanie oczywiste, nawet gdy się nie będzie wierzyć w Boga. Mogę dzisiaj dodać, patrząc na listę waszych pytań, że to pytanie – „Po co żyć?” – jest typowo męskie: żadna dziewczyna go nie stawia. Z natury bardziej niż mężczyźni podatne na miłość, kobiety wiedzą, nie zastanawiając się nawet nad tym, że nie są stworzone dla samych siebie. Jeśli jednak to pytanie przyszłoby im do głowy, sformułowałyby je zupełnie inaczej. Nie pytałyby „Dlaczego żyć, po co żyć?” ale „Dla kogo żyć?” Powinniśmy brać z nich przykład.
Nie wiem, czy przekonałem młodych ludzi z Mons. W każdym razie gazety – co jest bardzo ważne – nigdy nie przekazały mi o nich wiadomości.
André Frossard – Bóg i ludzkie pytania. Kielce 1991

Bóg wobec ludzkich pytań

Bóg wobec ludzkich pytań
Autor otrzymał od uczniów klasy maturalnej, dziewcząt i chłopców, ponad dwa tysiące często powtarzających się pytań, na które udzielił odpowiedzi, zaczerpniętych z własnego doświadczenia wiary.
Aby go nie oskarżono, że jest głuchy na zarzuty, zwrócił największą uwagę na wyraźne i ukryte argumenty swoich rozmówców.
W konsekwencji wszystkie odpowiedzi z wyjątkiem pierwszej i trzeciej zaczynają się krótkim, ale lojalnym przedstawieniem w cudzysłowie zarzutów, które wypływają z samego pytania.
Potem autor używa zwrotu „A jednak”. Sięga tu do Pisma Świętego po teksty, które wydają się zaprzeczać zarzutowi.
Odpowiedź właściwa przychodzi na końcu. Trzy części każdego małego rozdziału są wyraźnie oddzielone, aby uniknąć wszelkiego pomieszania. Prawie wszystkie pytania autor traktuje w ten sam sposób, gdyż pragnie okazać się jak najbardziej „otwartym”.
Można zauważyć, że autor wiele razy używa słowa „miłosierdzie”; nie zastępuje go słowem „miłość”, ale czyni tak w przekonaniu, że „miłosierdzie” wyraźniej określa bezinteresowną, pierwotną i twórczą miłość, która jest przyczyną i końcem wszystkich rzeczy.
Być może zaskoczy czytelnika to, że uczniowie klasy maturalnej tak mało mówią o polityce. Sam autor był tym również zaskoczony.
André Frossard – Bóg i ludzkie pytania. Kielce 1991

WSTĘP

Wstęp – O Piśmie Świętym
Sam Bóg objawił, w co mamy wierzyć i co czynić, by dostać się do nieba. Już w raju mówił Pan Bóg do Adama i Ewy. Potem przemawiał do Patriarchów i objawił im swoją wolę. Wreszcie zesłał na ziemię Syna Swego jednorodzonego Jezusa, aby nas prawdy nauczył. Dlatego św. Paweł apostoł:
„Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dnia przemówił do nas przez Syna.” (Hbr 1, 1-2).
I. JAK POWSTAŁO PISMO ŚWIĘTE STAREGO PRZYMIERZA?
Co Pan Bóg objawił pierwszym rodzicom w raju, opowiedzieli swym dzieciom, a te opowiadały dalej. Również i Patriarchowie prawdę, którą Bóg im objawił, opowiadali swym potomkom. W ten sposób objawienie Boże przechodziło z pokolenia na pokolenie.
Przy takim ustnym opowiadaniu mogliby jednak ludzie z czasem zapomnieć niejedną prawdę objawioną przez Pana Boga. Dlatego Pan Bóg poddał świętym mężom myśl, aby spisali to, co Bóg ludziom objawił. Duch Święty pomagał tym mężom przy spisywaniu objawienia Bożego, ażeby to tylko spisali, co rzeczywiście Pan Bóg objawił. Pierwszym mężem, który spisał objawienie Boże z natchnienia Ducha Świętego, był Mojżesz.
Mojżesz spisał wszystko, co Bóg objawił i co się działo od stworzenia świata, aż do wejścia Żydów do Ziemi Obiecanej. Po śmierci Mojżesza spisywali inni święci mężowie, z natchnienia Ducha Świętego, historię narodu żydowskiego.
W ten sposób powoli powstało:
21 Ksiąg historycznych, mianowicie: Pięć Ksiąg Mojżeszowych, Księga Jozuego, Księga Sędziów, Księga Rut, cztery Księgi Królewskie, dwie Księgi Kronik, Księga Ezdrasza, Księga Nehemiasza, Księga Tobiasza, Księga Judyty, Księga Estery i dwie Księgi Machabejskie.
Naród żydowski posiadał także wspaniałe pieśni religijne, napisane z natchnienia Bożego: Psalmy. Większą ich część ułożył król Dawid i syn jego Salomon. Śpiewano je w czasie służby Bożej. Salomon napisał także Księgi Przypowieści, czyli Przysłów. I inni święci mężowie z natchnienia Bożego, pisali księgi zawierające pouczenia, jak prowadzić życie święte.
Posiadał więc naród żydowski:
7 Ksiąg obyczajów: Księga Hioba, Księga Psalmów, Księga Przysłów, Księga Koheleta (Eklezjastesa), Pieśń nad Pieśniami, Księga Mądrości, Mądrości Syracha (Eklezjastyk).
W Starym Przymierzu przemawiał Pan Bóg często do Żydów przez Proroków. Prorocy nauczali naród wybrany, upominali i karali za grzechy. Prorocy przepowiadali też rzeczy przyszłe, zwłaszcza o przyobiecanym Odkupicielu. Z natchnienia Ducha Świętego spisała większa część Proroków swe przemówienia do narodu wybranego i swe proroctwa. W ten sposób powstało:
17 Ksiąg proroctw: Proroctwo Izajasza, Proroctwo Jeremiasza z Baruchem, Proroctwo Ezechiela, Proroctwo Daniela (Wielcy Prorocy); Proroctwa: Ozeasza, Joela, Amosa, Abdiasza, Jonasza, Micheasza, Nahuma, Habakuka, Sofoniasza, Aggeusza, Zachariasza i Malachiasza (Mniejsi Prorocy).
Wszystkie te księgi, które spisali mężowie święci z natchnienia i z pomocą Ducha Świętego, nazywamy księgami Pisma św. Starego Przymierza czyli Zakonu.
II. JAK POWSTAŁO PISMO ŚWIĘTE NOWEGO PRZYMIERZA?
W Nowym Zakonie przemawiał Pan Bóg do ludzi przez Syna swego Jezusa Chrystusa. Pan Jezus nie spisywał swych nauk. Rozkazał też swym uczniom, ażeby naukę Jego opowiadali wszystkim narodom. Apostołowie i uczniowie Pana Jezusa zapamiętali sobie dokładnie, co słyszeli od swego Mistrza.
HISTORIA BIBLIJNA STAREGO I NOWEGO TESTAMENTU – Wydawnictwo Św. Krzyża – Opole 1991

IV Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski – Rzeszów, 2 czerwca 1991

1. „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca” (Mt 7,21).
W dzisiejszym uroczystym dniu Kościół przemyski, a w szczególności miasto Rzeszów staje wobec tajemnicy królestwa niebieskiego – tego królestwa, jakie Syn Boży, Jezus Chrystus, przekazał swoim apostołom i uczniom. Kościół, który pielgrzymuje poprzez tę podkarpacką ziemię, żyje nadzieją królestwa niebieskiego. W dniu dzisiejszym zaś raduje się w sposób szczególny, gdy wyniesienie na ołtarze błogosławionego Józefa Sebastiana odnawia i umacnia we wszystkich tę nadzieję.
Oto człowiek, który „spełniał wolę Boga” – nie tylko mówił: „Panie, Panie”, ale spełniał wolę Ojca, tak jak tę wolę objawił nam Jezus Chrystus. Jak ukazał ją swoim własnym życiem i swą Ewangelią.
2. Ten człowiek – błogosławiony Józef Sebastian Pelczar – był waszym biskupem. A wcześniej jeszcze był synem tej ziemi. Tu się urodził. Tu, w swej korczyńskiej rodzinie i parafii, usłyszał głos powołania do kapłaństwa. Jako kapłan przeszedł przez studia w Rzymie, a potem przez Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, był także rektorem tej czcigodnej uczelni – aby wrócić do was. Był waszym przemyskim biskupem w okresie przed I wojną światową i podczas tej wojny, która tutaj pozostawiła także swe ślady. I po wojnie w Polsce znów niepodległej od 1918 r. aż do śmierci w 1924.
3. Jednakże pielgrzymowanie człowieka, który nie tylko mówi: „Panie, Panie”, ale który czyni wolę Ojca, prowadzi dalej niż na katedrę profesorską, dalej niż na tron biskupi – prowadzi do tego „królestwa niebieskiego”, które Chrystus, Syn Ojca, ukazał nam jako cel ziemskiego pielgrzymowania. Cel ostateczny, w którym wypełnia się do końca powołanie ludzkiej osoby, stworzonej na obraz i podobieństwo Boga samego.
Jakże wielka jest moja radość, że mogę w dniu dzisiejszym, odwiedzając diecezję przemyską, ogłosić sługę Bożego Józefa Sebastiana Pelczara, syna tej ziemi i biskupa w Przemyślu – błogosławionym.
4. Ten uroczysty akt ma doniosłą wymowę dla nas wszystkich.
Święci i błogosławieni stanowią żywy argument na rzecz tej drogi, która wiedzie do królestwa niebieskiego. Są to ludzie – tacy jak każdy z nas – którzy tą drogą szli w ciągu swego ziemskiego życia i którzy doszli. Ludzie, którzy życie swoje budowali na skale, na opoce, jak to głosi psalm dzisiejszej liturgii: na skale, a nie na lotnym piasku (por. Ps 31[30],3-4). Co jest tą skałą? Jest nią wola Ojca, która wyraża się w Starym i Nowym Przymierzu. Wyraża się w przykazaniach Dekalogu. Wyraża się w całej Ewangelii, zwłaszcza w Kazaniu na górze, w ośmiu błogosławieństwach.
Święci i błogosławieni to chrześcijanie w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Chrześcijanami nazywamy się my wszyscy, którzy jesteśmy ochrzczeni i wierzymy w Chrystusa Pana. Już w samej tej nazwie zawarte jest wzywanie Imienia Pańskiego. Drugie przykazanie Boże powiada: „Nie będziesz brał Imienia Pana Boga twego nadaremno”. Zatem jeśli jesteś chrześcijaninem, niech to nie będzie wzywanie Imienia Pańskiego nadaremno. Bądź chrześcijaninem naprawdę, nie tylko z nazwy, nie bądź chrześcijaninem byle jakim. „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!» (…), lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca”.
Spójrzmy na drugie przykazanie Boże od strony jeszcze bardziej pozytywnej: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi – mówi do nas Chrystus Pan – aby widzieli wasze dobre czyny i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,16).
Oto mocny zrąb, na którym człowiek roztropny wznosi dom całego swego życia. O takim domu mówi Chrystus: „Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (Mt 7,25).
Jednakże „skała” – to nie tylko słowo Boże, nie tylko Dekalog czy Kazanie na górze, przykazania czy błogosławieństwa. „Skała” – to nade wszystko Chrystus sam. Józef Sebastian Pelczar budował dom swego ziemskiego życia i powołania nade wszystko na Chrystusie. Na Nim samym, w Nim bowiem objawiła się do końca sprawiedliwość Boża, o której Apostoł mówi, że chociaż jest „poświadczona przez Prawo i Proroków” (Rz 3,21), to jednak od tego Prawa jest „niezależna” (tamże).
Tą Bożą sprawiedliwością, która usprawiedliwia człowieka przed Bogiem, która w oczach Boga czyni człowieka ostatecznie „sprawiedliwym” – jest Chrystus sam. Człowiek buduje dom swego życia ziemskiego na Nim: buduje na Odkupieniu, które jest w Chrystusie, buduje na krzyżu, w którym przez swoją śmierć odkupieńczą Chrystus zgładził grzechy całego świata własną Krwią: śmierć grzechu zniszczył swoją własną śmiercią. Buduje więc człowiek ów „dom królestwa niebieskiego” w swym ziemskim bytowaniu przez wiarę.
Tak właśnie budował Józef Sebastian. I dlatego dom jego życia ziemskiego ostał się wśród wszystkich burz i doświadczeń. Dojrzał do tej chwały, jaką człowiek-stworzenie może odnaleźć tylko w żywym Bogu. To właśnie jest owa pełnia, do której wszyscy zostaliśmy wezwani w Jezusie Chrystusie.
5. Diecezja przemyska ma swoją długą historię. Z górą sześć wieków. Dzisiejsze święto jest jakby zwieńczeniem tej długiej historii. Jest zwieńczeniem, ponieważ Kościół jako Lud Boga żywego, odkupiony za cenę Krwi Chrystusa – jest cały wezwany do świętości. Uczestnictwo w świętości Boga samego jest powołaniem wszystkich, każdego i każdej! To powołanie stało się udziałem biskupa Józefa Sebastiana, ale są obok niego także i inni słudzy Boży z ostatnich czasów, którzy wyróżnili się szczególną świętością życia. Wymieńmy choćby błogosławionego Rafała Kalinowskiego, który będzie wnet kanonizowany w Rzymie, a także zakonnicę Bolesławę Lament czy franciszkanina Rafała Chylińskiego, których będę miał szczęście wynieść do chwały ołtarzy w czasie obecnej pielgrzymki do Ojczyzny.
Wymieńmy też synów i córki związanych z ziemią rzeszowską: ks. Jana Balickiego, Bronisława Markiewicza, Leonię Nastałównę, Kolumbę Białecką, Wenantego Katarzyńca, Augusta Czartoryskiego. Wymieńmy jeszcze siostrę Faustynę Kowalską, Anielę Salawę, Stanisławę Leszczyńską z Łodzi, ojca Jana Beyzyma, Jerzego Ciesielskiego, arcybiskupa Antoniego Nowowiejskiego, biskupa Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa Józefa Bilczewskiego, Zygmunta Łozińskiego, Władysława Korniłowicza, Wincentego Frelichowskiego. To tylko niektórzy spośród tych, którzy czekają na uroczyste potwierdzenie ich świętości przez Kościół, a przecież każdy znał i myśli teraz o kimś bliskim, który heroicznie realizował swoje chrześcijańskie powołanie. A w wiekach minionych – w owych sześciu stuleciach dziejów – z pewnością niemało było wśród Ludu Bożego waszej diecezji osób, które szły tą samą drogą i budowały swój dom na skale wiary, spełniając wolę Bożą, którą jest uświęcenie człowieka.
Tych wszystkich synów i córki prastarego Kościoła przemyskiego mamy dzisiaj w żywej pamięci – na zachód i na wschód od Sanu, wzdłuż górskich łańcuchów Bieszczad ku południowi, wzdłuż rzecznych dolin w stronę Wisły ku północy. Za nich wszystkich dziękujemy Bogu.
6. Czcigodny, drogi biskupie Ignacy, drogi bracie w apostolskim posługiwaniu! Wiem dobrze, i wszyscy to wiedzą w Polsce (a także poza jej granicami), że odkąd objąłeś pasterzowanie tego Kościoła, cała twoja żarliwa działalność skupiła się na owym „domu”, który uczeń Chrystusa ma budować na skale. Prawdziwie „gorliwość domu Bożego” cię pożerała. Nie szczędziłeś żadnych trudów, nie znałeś przeszkód, gdy chodziło o mnożenie miejsc kultu i ognisk życia Bożego na rozległym terenie twej diecezji. Wiedziałeś, że „Kościół widzialny” – dom parafialnej rodziny – jest świadectwem i zarazem wezwaniem do budowania życia ludzkiego na tej skale, którą jest Chrystus.
Sam miałem sposobność podziwiać z bliska twą biskupią działalność. Nieraz zresztą byłem tu zapraszany z Krakowa, jak choćby przy poświęceniu monumentalnej świątyni w Stalowej Woli. Pragnę dzisiaj, przy sposobności tych odwiedzin i beatyfikacji twego poprzednika na przemyskiej stolicy biskupiej, odnowić te więzy szczególne, jakie łączyły mnie z tą ziemią, z jej bogatą przyrodą, z jej gorliwym prezbiterium i społeczeństwem.
Wiele jest miejsc na waszej ziemi, które stale noszę w pamięci i w sercu, do których powracam w modlitwie. Pragnę, aby to wszystko znalazło nowy jeszcze wyraz w dzisiejszych papieskich odwiedzinach.
Drogi biskupie Ignacy! Na przestrzeni lat twego posługiwania stałeś się wobec Kościoła i społeczeństwa walczącego o swe suwerenne prawa rzecznikiem, świadkiem i autorytetem.
Ufam, że i teraz – w nowej sytuacji – to twoje świadectwo jest nieodzowne. Dziś trzeba nowej wiary i nowej nadziei, i nowej miłości. Trzeba odnawiać świadomość prawa Bożego i odkupienia w Chrystusie. Pragnę równocześnie pozdrowić wszystkich księży biskupów pomocniczych z Przemyśla: poczynając od wspomnienia śp. biskupa Stanisława, którego dobrze pamiętam, pozdrawiam dwóch biskupów, którzy jeszcze byli moimi kolegami w Episkopacie Polski, i tych nowych, którzy potem przybyli, bo diecezja wielka i potrzebuje też wielkiej pracy biskupiej. Szczęść Boże wszystkim.
Tak, drodzy bracia i siostry, trzeba odnawiać świadomość prawa Bożego i odkupienia w Chrystusie, trzeba wołać tak, jak dzisiejsza liturgia: „Naucz nas, Boże, chodzić Twoimi ścieżkami. Prowadź nas w prawdzie” (por. Ps 25[24],4-5).

Aby dom naszego życia – osób, rodzin, narodu i społeczeństwa – pozostawał „utwierdzony na skale” (por. Mt 7,25).

Aby nie wznosić go na lotnym piasku – lecz na skale. Na skale Bożych przykazań, na skale Ewangelii. Na skale, którą jest Chrystus.

„Wczoraj i dzisiaj, ten sam także i na wieki” (Hbr 13,8).

Jan Paweł II